Dagna Krause opowiada o swoich wrażeniach
Najnowsza płyta Codem i moje wrażenia:
CODEM zrobił słuchaczom podarunek świąteczny. Album “Sosny, plaża i Bałtyk” ukazał się 23 grudnia 2024 roku. Ja sięgam po tę muzykę prawie trzy tygodnie później, w spokojny niedzielny wieczór, przy kubku ciepłej herbaty.
Spokój i otulenie, wraz z lekko pulsującym rytmem, słyszę już w pierwszym kawałku. Potem nadchodzi ‘Epopeja’, niepokojąca i szmerowa. Lubię takie stopniowanie napięcia. Łączę te dźwięki z tańcem – gdy zamknę oczy, widzę łagodnie oświetloną salę (raczej ciemną niż jaskrawą) i ludzi kołyszących się swobodnymi i płynnymi ruchami. Dodałabym tutaj ledwo słyszalną melodię wiolonczeli, taką prawie niezauważalną 😉
‘Po horyzont’ jest po prostu ładny, ale niech was nie zwiodą pierwsze, jakby chóralne współbrzmienia. Nieregularny rytm ma tutaj dużą rolę i przywodzi na myśl łódkę zgubioną na morzu, z której widać tylko szarość.
Tytułowy utwór (czwarty w kolejności) mnie osobiście zaskoczył, ale nie będę spojlerować – kto chce, wysłyszy to sam. A dalej (‘Brzeg morza’, ‘Wiatrem owiani’) jest już tylko “lepiej”. Mnóstwo niepokojącego klimatu, spokój miesza się z ciekawymi skalami i przyspieszeniem rytmu. Smutek. Spleen. To czuję, słuchając kolejnych części albumu.
Jest w tej muzyce sporo wcześniejszego Codema, słyszę też inspirację twórczością jego przyjaciół (np. Macieja Olewniczaka – Żuławy). Według mnie takie przenikanie, coś co słyszymy u innych a potem opracowujemy elementami na swój sposób, jest fajną kontynuacją i dopowiedzeniem nut, szmerów, efektów wcześniejszych.
Interesująco Codem traktuje jeden motyw, ‘pokazując’ go na różne sposoby (‘Księżycowy mrok’). Moim faworytem jest ‘Mgła’, mocno przypomina mi The Cure 😉 I trochę podobna jest do naszego wspólnego utworu ‘Carbonite’. Album kończy ‘Świt 2’, co domyka koncepcję i dla mnie jest zachętą, by spędzić z tymi dźwiękami czas …od świtu do świtu.
Dziękuję Tomku za ambient, Twój rozwój i ciekawe wrażenia z najnowszej płyty. Widzę na tym polu sporą możliwość współdziałania – electro i wiolonczeli.
Oby 2025 był dla nas na maksa twórczy!
Maciej Olewniczak ( Żuławy ) – Moja znajomość z Tomkiem Mizerskim sięga lat 90., kiedy połączyła nas wspólna pasja do muzyki ambient i trance. Nasz pierwszy wspólny projekt, Code MTM, był owocem tej fascynacji, ale po latach nasze drogi artystyczne rozeszły się, by ponownie się spotkać przy innych projektach. Powrót Tomka z projektem Codem to dla mnie szczególne wydarzenie, bo jego muzyczna wrażliwość od zawsze mnie inspirowała.
Najnowszy album “Sosny, plaża i Bałtyk” to swoisty hołd dla brzmień ambientu lat 90., ale jednocześnie jego reinterpretacja w duchu współczesnej elektroniki. Już sam tytuł budzi skojarzenia z melancholijnym klimatem polskiego wybrzeża, co od razu wprowadza słuchacza w nostalgiczny nastrój. Dźwięki przywołują wspomnienia wakacyjnych spacerów po sosnowych lasach, szumu fal i spokojnej przestrzeni.
Album wydaje się dialogiem pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, balansując na granicy ambientu i post-rocka, z subtelnymi elementami transowymi. Biosphere, Future Sound of London czy Autechre to wyraźne inspiracje, ale Tomkowi udało się stworzyć coś autorskiego i osobistego. W muzyce słychać echo lat 90., ale zarazem dźwięki są świeże i aktualne.
Jednym z mocnych punktów albumu jest różnorodność stylistyczna. Znajdziemy tu zarówno eteryczne, ambientowe pejzaże dźwiękowe, jak i bardziej dynamiczne momenty, które mogą przypominać dokonania Carbon Based Lifeforms czy Aural Planet. Elementy rytmiczne i transowe świetnie uzupełniają całość, nadając jej głębi i zaskakującego tempa.
To, co czyni “Sosny, plaża i Bałtyk” wyjątkowym, to autentyczność i emocjonalność. Słychać, że ambient towarzyszył Tomkowi przez trzy dekady, stając się naturalną formą jego muzycznej ekspresji. Ten album jest dowodem na to, że można jednocześnie nawiązywać do klasyki gatunku i odkrywać nowe jego aspekty.
“Sosny, plaża i Bałtyk” to pozycja obowiązkowa dla fanów muzyki ambient i jej pokrewnych gatunków. Polecam ten album każdemu, kto szuka chwili wytchnienia, zanurzenia w dźwiękowej podróży i nostalgii, która koi duszę. To także dowód na to, że muzyka nie zna granic czasu – zarówno dla jej twórców, jak i słuchaczy.
Maciej Olewniczak – Dziś na słuchawkach Codem.
Wydawnictwo Swimm polecam tym wszystkim, którzy chcą się uwolnić od “hałasów” dnia codziennego. To melancholijna opowieść o unoszeniu się na wodzie, zanurzaniu się w niej, odcinaniu się od bodźców audiosfery codziennej. Tomek zabiera słuchacza w podróż za pomocą wygenerowanych dronów i dźwięków zdających się wydobywać z morskich głębin. Rytm w utworach jest tylko symboliczny, rozmywający się, zdominowany przez długo wybrzmiewające pady, melodyczne linie i długie, lekko przesterowane sekwencje wokalne oddające ducha chorałów ars antiqua, czy pojawiające się zamglone, polirytmiczne arpeggia. Obok dźwięków generatorów syntetycznych, Tomasz także sięgnął po brzmienia gitary elektrycznej, przepuszczonej przez efekty, nadające jej tony, mogące kojarzyć się z “zimną falą”, co trafnie komponuje się z całością wydawnictwa.
Słuchajcie, letni czas nad wodą przypominajcie.
Dagna Krause o albumie Swimm
Wczoraj promowałam Dosello, dziś napiszę parę słów o muzyce, którą poznaję od kilku dni – album SWIMM mojego przyjaciela ‘od elektroniki’ Tomka Mizerskiego Codem .
Otwiera go kompozycja Pod Jednym Niebem. Optymistyczna, pełna charakterystycznych dla Codema ‘gwiezdnych’ dźwięków i wokali nadających lekkości.
Craul to singiel wypuszczony w świat nieco wcześniej. Dla mnie jest to opowieść o ogromnej wodzie, błękicie, ciszy. Najmocniejszym punktem albumu wydaje mi się Ptaków Klucz – rytmiczny i transowy, chce się tańczyć do niego!
Środek płyty zajmują znane nam Lilaróż, Elizabeth oraz Lorelei (świetnie się je współtworzyło na wiolonczeli razem z Tobą, Tomku!).
Następne kawałki kojarzą się ze spokojnym dniem gdzieś w naturce, z relaksem, zadumą i odpoczynkiem. Leniwe godziny nad Zalewem Wiślanym. 😉
Te ambientowe zestawienia są jak ulotne myśli i emocje, które przychodzą i za chwilę przeminą (Kolory, Backstroke, Śnieg i Woda, Amber). Breaststroke jest dla mnie trudny, szumowy, jak odgłos autostrady nieopodal cichych zakątków przyrody. Może to kontrapunkt dla ‘ekologicznej’ wymowy albumu: człowieku, jesteś częścią Ziemi, nie jej właścicielem, pamiętaj o tym.
Album zamyka Wietrzny Dzień – druga skoczna (i nawet lekko niepokojąca) kompozycja.
Odczuwam mocne relacje tej muzyki z otoczeniem: Elblągiem, Wysoczyzną, wspomnianym Zalewem Wiślanym etc. Lubię zróżnicowaną, działającą na wyobraźnię twórczość. Tutaj to wszystko mamy, spięte klamrą wyciszającego ambientu. Polecam usłyszeć te jakości właśnie teraz – w czasie szarówy za oknem – są jak łyk świeżego powietrza.
Prawdziwy prezent na Nowy Rok!